Ponieważ wiem, że wielu ludzi nie wierzy w niekonwencjonalne metody leczenia, to właśnie dlatego chciałbym opisać i przedstawić Państwu przypadek mojej choroby. Właśnie po to byści uwierzyli w moc Bioenergoterapii i dar ludzi, którzy leczą tą właśnie metodą.
Ja też dotychczas nie wierzyłem, dopóki nie zachorowałem a leczenie w klinice w Niemczech nie przyniosło rezultatu. Wtedy spotkałem na swojej drodze p. Annę Pietroszczenko z Gliwic.
Mam 22 lata jestem młodym mężczyzną, przed którym jeszcze sporo w życiu. Początek mojego zmagania się z chorobą miał miejsce około kwietnia 2011 roku. Wtedy pojawiły się pierwsze objawy choroby. Zmęczenie, ospałość, osłabienie, częste bóle głowy, kołatanie serca w trakcie wykonywania normalnych czynności związanych z życiem codziennym. I w końcu te najważniejsze – na moim ciele pojawiły się liczne i rozległe zsinienia (ręce, nogi), na języku krwiste chrosty, które pękały, z nosa puszczała mi się krew, której nie dało się zatamować a gdy doszło do skaleczenia, rany nie chciały się goić.
W obawie , że dzieje się coś niedobrego z moim organizmem, zgłosiłem się do lekarza rodzinnego, który zlecił w pierwszej kolejności wykonanie badań podstawowych.
Najważniejszymi wynikami były wyniki krwi, które jednozmacznie mówiły o krytycznym spadku płytek krwi.
W szpitalu wykonano mi mnóstwo badań, które miały wykluczyć szereg chorób. Między innymi badanie szpiku, który wykluczył podejrzenie białaczki, tomograf komputerowy, który wykluczył guzy nowotworowe oraz szereg podstawowych badań. Potwierdził się spadek płytek we krwi, który powodował zagrożenie dla mojego życia. W klinice podano mi dożylnie leki, które miały wspomóc odtworzeneie straconych płytek krwi oraz zniwelować liczne zasinienia na ciele. Podjęto również decyzję o terapi sterydowej.
Po tygodniowym pobycie w szpitalu wyniki poprawiły się a objawy ustąpiły w znacznym stopniu. Po wypisaniu mnie do domu kontrolowałem dwa razy w tygodniu poziom płytek we krwi a leki, które przepisano mi w szpitalu dawkowałem odpowiednio do spadku bądź wzrostu wyniku.
Dalsze leczenie nie przyniosło wymaganych efektów. Przy większych dawkach sterydów poziomy płytek się podnosił, ale gdy tylko dawka została zmniejszona, to płytki na nowo spadały. W szpitalu w stanie krytycznym leżałem jeszcze kilkakrotnie w ostatnim roku. Leczenie sterydami trwało praktycznie od momentu kiedy po raz pierwszy trafiłem do szpitala aż do dnia kiedy zaczął emleczyć się u p. Ani. W trakcie leczenia przytyłem 15 kg, moje ciało zrobiło się opuchnięte, na skórze pojawiły się liczn zaczerwienienia oraz ropne wypryski. Przez szybkie przybieranie na wadze na brzuchu oraz ramionach pojawiły się grube i czerwone rozstępy. Zacząłem mieć problem z wypróżnianiem o raz oddawaniem moczu. Pojawiły się tż problemy ze snem. Cały czas odczuwałem zmęczenie.
7.02.2012 w przypływie bezradności lekarzy, kiedy poziom płytek spadł, podano mi w szpitalu zastrzyk do brzucha, który miał pomóc. Niestety ale efekt był odwrotny. Po zastrzyku było mi słabo i czułem się praktycznie tak samo źle jak w momencie rozpoznania choroby.
Wtedy przypadkiem natrafiliśmy na p. Annę Pietruszczenko. Umówiłem się na wizytę.
Gdy trafiłem do p. Ani był to dla mnie ostatni moment by móc się jeszcze ratować. Organizm oraz organy wewnętrzne tj. wątroba, nerki, trzustka, serce były w bardzo złym stanie. Organizm było zagrzybiony i nie wydolny. Nie przyjmował już kolejnego lecenia sterydami. P. Ania dała nam jednak bardzo dużo nadzieji w którą uwierzyliśmy. leczenie konwencjonalne nie dawało efektu, więc trzeba było spróbować czegoś innego. Przecież jeli wisi się na włosku, to każdy sposób jest dobry, byle by nie powiedzieć sobie kiedyś, że mogłem spróbować ale tego nie zrobiłem… W rtakcie leczenia bioenergoterapią stopniowo odsawiałem sterydy oraz skrupulatnie zażywałem wszystkie zioła oraz lekarstwa, które zleciła p. Ania. Regularnie chodziłem na terapię a mój stan fizyczny zdecydowanie się poprawiał. Wprawdzie po pierwszej wizycie odczuwałem „poruszenie w moim organizmie”, czułem miejsca, których dotykała p. Anna. Czułem jakby wszystko na nowo się w nim ustawiało. Spałem jak dziecko a to nie zdarzyłomi się w ostatnim roku leczenia. Co ważne mój organizm po przebudzeniu czuł się wypoczęty a nie jak dotychczas zmęczony. Zacząłem regularnie korzystać z toalety, zeszła opuchlizna z twarzy i znikły wszystkie zmiany skórne. Pomału tracę również na wadze.
Co najważniejsze w leczeniu, podniósł się poziom płytek we krwi. Po pierwszych badaniah wynik dawał 625 00!!! Panie w ambulatorium nie chciały wierzyć … tu cytat „panie Martinie pan albo płynie po dnie albo Tytanickiem”. Aktualnie wynik utrzymuje się w przewidzianych normach a moje samopoczucie jest naprawdę dobr. Nadal uczęszczam do p. Anny Pietroszczenko i wierzę, że mój przypadek skłoni Państwa do głębokich przemyśleń na temat swojego dotychczasowego leczenia a przede wszystkim do chęci leczenia się w naturalny sposób – Bioenergioterapią.
Serdecznie dziękuję p. Annie Pietruszczenko za pomoc w zmaganiu się z moją chorobą. Dziś nabrałem spowrotem chęci do życia i wiem, że gdyby nie ona, mój los mógłby się dzisiaj zupełnie inaczej potoczyć…
Martin B.